„Pies i człowiek wybierają siebie nawzajem” – Wywiad z Justyną Henke [Victor Of Canis]

Wybór psa to nie tylko wybór odpowiedniej rasy, lecz również konkretnego osobnika. Nie każdy potrafi dostrzec, czy taka więź pomiędzy psem a jego potencjalnym opiekunem się rodzi. Justyna Henke, hodowca mopsów, opowie dziś nie tylko o swojej hodowli, ale również o spotkaniach z klientami, podczas których staje się bacznym obserwatorem. Sama też tego doświadczyła: nie tylko wybrała lata temu psa, ale też została wybrana. 

KK: Od kiedy prowadzisz hodowlę i jak narodził się taki pomysł? Czy to przypadek, czy może plan wiodący do spełnienia marzeń?

JH: Hodowlę mam już blisko 10 lat, ale wcześniej nie myślałam o tym i nie planowałam tego w żaden sposób. Powiem więcej, byłam nawet przeciwna psom w domu, czego obecnie sobie nie wyobrażam!
 

KK: To co takiego się wydarzyło?
JH: To wszystko za sprawą męża, który od zawsze kochał psy i próbował mnie przekonać na zakup jednego. Długo nie chciałam się zgodzić, ponieważ mąż lubi duże rasy, a ja z kolei mam traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, ponieważ gdy byłam mała, to ugryzł mnie wilczur. Ale małżonek się nie poddawał. Pokazywał mi różne rasy, abym się z nimi zapoznała i byśmy mogli wspólnie wybrać tę jedną, która miałaby zagościć u nas w domu. A ponieważ zbliżały się święta, to miała to być również dobra okazja do tego, aby czworonóg był prezentem dla naszego syna, który także bardzo chciał psa. Kiedy ujrzałam w internecie zdjęcie mopsa i zaczęłam czytać o charakterze tej rasy, to po prostu się zakochałam i chciałam zobaczyć jednego na na żywo. Zaczęłam szukać hodowli aby umówić się na spotkanie. Tak trafiłam na hodowlę Pani Ewy Pekowskiej. Był dzień przed wigilią, a ja złapałam za słuchawkę i zadzwoniłam. Zapytałam czy jest możliwość wizyty. Pani Pekowska odparła: „Przyjedźcie wieczorem”. Nie umiem opisać tego jak bardzo ta rasa mnie oczarowała. Mopsiki były co prawda gotowe by iść do nowego domu, a ja byłam skłonna zabrać jednego ze sobą już tego wieczora, lecz Pani Ewa nam powiedziała, że możemy możemy wrócić po malucha dopiero po świętach, i żebyśmy na spokojnie namyślili się przez ten czas.

Hodowla mopsów, kujawsko-pomorskie
Keks
KK: I tak było?
JH: Skądże! Nie mogliśmy się doczekać. Już pierwszego dnia świąt zabraliśmy mopsa do domu – Keksika. Ujął mnie od początku, od pierwszego momentu. To niesamowite. A potem już wszystko potoczyło się samo, niczym machina, która ruszyła napędzana moją miłością do tej rasy i niewyobrażalną pasją.
 

KK: Ile mopsów aktualnie jest na stałe w Waszym domu?
JH: Sześć. Najstarszy to wspomniany już Keksik – ma 10 lat. Następna to Yuppie – 8 lat, dwie Victorie, w tym samym wieku – 4 lata i dwie dwuletnie: Roxi oraz Carmen.

KK: Jaka część pracy hodowcy jest dla Ciebie najtrudniejsza?
JH: Myślę, że planowanie miotu. Dokładam wszelkich starań by geny rodziców przyszłego miotu były dobre, aby psy były zdrowe, przebadane. Stres związany z tą odpowiedzialnością jest dla mnie najtrudniejszy, bo nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby z mojej winy np. w wyniku zaniedbania czy przeoczenia, miałoby coś dolegać maluchom, które przyszłyby na świat. Dlatego gdy nadchodzi ten moment, to skupiam się wyłącznie na tym i nigdy nie śpieszę się z decyzją – wszystko musi być przemyślane.

 

KK: Jaką dietę stosujesz w swojej hodowli?
JH: Wszystkie moje mopsy są na barfie. Mam sprawdzone źródła, z których kupuję mięso dobrej jakości i to rozwiązanie dietetyczne wydaje mi się najzdrowsze. Widzę też po moich psach i ich kondycji, że to był dobry wybór.

 

KK: Jak myślisz: człowiek wybiera psa czy pies człowieka?
JH: Pies i człowiek wybierają siebie nawzajem. To się czuje. Gdy ja pośród małych mopsów dostrzegłam Keksa, to czułam, że on również mnie w jakiś sposób wybrał. A gdy stoi się z boku, obserwuje wizyty ludzi w swojej hodowli, to nawet się to widzi. Czasami szczeniaki potrafią uciekać od ludzi.

 

KK: Zdarzyło się tak na jakiejś wizycie u Ciebie?
JH: I to nie raz. Kiedyś przyjechała do mnie para, od której wszystkie szczenięta uciekały. To nie zdarza się normalnie, bo mopsy lubią towarzystwo człowieka, zwłaszcza małe. Para była tylko obejrzeć maluchy i odjechała mówiąc, że się namyślą, ale ja już wiedziałam, że im po prostu żadnego malucha nie sprzedam. Zadzwoniłam nawet do męża i opowiedziałam o tym, bo zaskoczyła mnie reakcja szczeniąt. Z kolei innym razem, zdarzyło się coś miłego i niespodziewanego. Przyjechała para, która ze zdjęć wybrała samca, natomiast ze spotkania wyjechali z suczką. Dlatego hodowle należy odwiedzać, również by poczuć więź ze szczeniakiem. Tym konkretnym psem, którego wzrok powędruje w naszą stronę.

 

KK: Opowiedz coś o wystawach. Lubisz na nie jeździć? Jest jakaś konkretna, którą szczególnie wspominasz? 
JH: Lubię jeździć na wystawy, ale głównie dlatego, że zawsze wybieramy się pełną ekipą. Ja wraz z zaprzyjaźnionymi hodowcami i osobami, które mają ode mnie psy. Zazwyczaj zostajemy gdzieś razem na noc, a nasze psy mają świetny czas ze sobą. I my również. Dlatego w zasadzie wszystkie wyjazdy wspominam. Często i mile. Nie traktuję wystaw jako wyścigu o zwycięstwo, nie trenuję szczególnie moich psów by stały na baczność, choć oczywiście cieszę się ogromnie z każdego zdobytego tytułu i jestem dumna. Nie jest to jednak priorytet dla mnie.

 

KK: Czy uważasz, że badania w kierunku dysplazji stawów biodrowych oraz mopsiego zapalenia mózgu powinny być obowiązkowe? 
JH: Myślę, że to byłby dobry pomysł. Co prawda wielu hodowców i tak bada swoje psy pod kątem chorób genetycznych, ja również, ale z pewnością byłoby o wiele lepiej, gdyby taki obowiązek był odgórny. Wszyscy byliby spokojniejsi.

KK: Jakie jest Twoje stanowisko w związku z nieustannie utrzymującymi się apelami dotyczącymi zaprzestania spłaszczania kuf u ras brachycefalicznych?
JH: To bez wątpienia jest poważna sprawa i nie należy tego bagatelizować. Uważam, że kształtowanie rasy leży w rękach hodowców, każdego z nich z osobna. Bo to od danego hodowcy zależy jakie osobniki ze sobą skojarzy. Jeśli problem zbyt płaskiej kufy i przerośniętej fałdy będzie ignorowany, to rasa będzie rozwijać się w złym kierunku. Trzeba bardzo odpowiedzialnie rozmnażać psy by nie pogłębiać tego defektu.

KK: W swojej hodowli zwracasz na to uwagę?
JH: Tak, bardzo. Dlatego jak wspomniałam, planowanie miotu jest dla mnie stresującym i trudnym momentem, bo nie chcę popełnić żadnego błędu.

 

KK: Utrzymujesz kontakt z ludźmi, którzy kupili u Ciebie mopsa?
JH: Tak, ze wszystkimi. Zawsze każdemu powtarzam, że może dzwonić nawet z najdrobniejszym problemem czy wątpliwością, nawet w środku nocy. Służę pomocą, wsparciem na ile tylko mogę. I gdy ktoś nie odzywa się do mnie przez dłuższy czas, to sama się kontaktuję i dopytuję czy wszystko w porządku. Lubię wiedzieć, że mopsy, które opuściły moją hodowlę są szczęśliwe, bezpieczne i zdrowe. To dla mnie ważne – wiedzieć, co się z nimi dzieje.

KK: Za co kochasz tę rasę najbardziej?
JH: Za to, że gdy wracam do domu, to zawsze niezmiernie się cieszą kręcąc swoimi ogonkami. I że zawsze są skore do zabawy, wesołe i radosne. No i za ich uroczy i sympatyczny pyszczek!

KK: Masz jakieś marzenia lub konkretne plany związane ze swoją hodowlą?
JH: Chciałabym powiększyć swoją posesję, wykupując sąsiednią działkę, by przeznaczyć ją w całości na jeszcze większy wybieg dla psów. Póki co, tyle.

 

KK: To w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci by wszystko poszło po Twojej myśli.
JH: Dziękuję!

 
Justyna Henke
Hodowla Mopsów „Victor Of Canis”
 
 
Zdjęcia wykorzystane w wywiadzie: Justyna Henke – Victor Of Canis
Rozmawiała: Karolina Kwiatkowska

Wywiad pojawił się w piątym numerze magazynu: KWARTALNIK MOPS Nr 5 – 09/2019

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest
WhatsApp
Email
Print

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.