„Praca hodowcy mnie zaskoczyła!” – Wywiad z Karoliną Mruklik – Wilkowską [Kuala Karo]

Z wykształcenia pedagog i terapeuta zajęciowy. Marzyła o pracy w więziennictwie, lecz życie napisało jej nieco inny scenariusz i 5 lat temu pojawił się pomysł na prowadzenie hodowli mopsów. W dzisiejszej rozmowie, Pani Karolina opowie nam o tym czym zaskoczyło ją to przedsięwzięcie oraz jak to jest być początkującym hodowcą.

Karolina Mruklik Wilkowska
KK: Miłość do psów to jedna sprawa. Natomiast miłość do mopsów to druga i na pewno wszyscy miłośnicy tej rasy o tym wiedzą. Jak ta miłość narodziła się u Pani? Kiedy pierwszy raz zobaczyła Pani mopsa?
KW: Szczerze mówiąc nie widziałam mopsa na żywo przed kupnem. Mąż miał psa – teriera walijskiego. Co prawda też się nim zajmowałam ale chciałam mieć swojego. Zaczęłam więc przeglądać Internet i wpisałam: „rasy psów przyjazne dla dzieci”. Wyskoczyło mi kilka opcji, wśród których było zdjęcie mopsa. Wydał mi się brzydki, a zarazem tak piękny, że od razu wiedziałam że to TA rasa.
KK: Czyli była to miłość od pierwszego wejrzenia?
KW: Tak. Bez namysłu weszłam na stronę gdzie są ogłoszenia o sprzedaży i zaczęłam dzwonić. Jeszcze tego samego dnia pojechałam do Warszawy po szczeniaka.
KK: Założyła Pani hodowlę stosunkowo niedawno, ponieważ w 2014 roku. Jak pojawił się ten pomysł?
KW: Sama nie wiem jak wpadłam na ten pomysł. Pamiętam tylko, że chciałam powiększyć naszą psią rodzinę. Zadzwoniłam do zaprzyjaźnionej hodowczyni, która hoduje mopsy i zaczęłam wypytywać. Ona mną pokierowała i mi wszystko wytłumaczyła. To właśnie ona – Jola, w zasadzie mnie namówiła do prowadzenia hodowli. Było to nie lada wyzwanie, ponieważ pierwszy miot urodził się gdy mieszkałam w bloku. Wiedząc, że chcę mieć więcej piesków postanowiłam sprzedać mieszkanie i kupić dom. Tak by moje maleństwa miały swój pokój, swój wybieg i przestrzeń.
KK: Studiowała Pani m.in. resocjalizację, czy realizuje się Pani lub pracuje w tej dziedzinie pedagogicznej?

KW: Trochę się przekwalifikowałam. Co prawda moim marzeniem była w zasadzie praca w więziennictwie, ale niestety jako kobieta wychowawca w zakładzie karnym dla mężczyzn, miałam nikłe szanse na dostanie pracy. Tak więc z moim wykształceniem zaczęłam pracę jako pedagog szkolny w Szkole Podstawowej. Praca z dziećmi bardzo zainspirowała mnie do dalszego kształcenia i tak ukończyłam kolejne szkoły. Obecnie nadal pracuję w Szkole Podstawowej w edukacji wczesnoszkolnej, a dodatkowo prowadzę zajęcia pozalekcyjne o charakterze terapeutycznym, bo rozszerzyłam swoją profesję. Z kolei w weekendy wykładam terapię zajęciową.
KK: Jak więc znajduje Pani czas dla siebie lub czas na hobby skoro łączy Pani pracę hodowcy, nauczyciela i terapeuty?

KW: W zasadzie nie znajduję. Moją każdą wolną chwilę spędzam w domu i poświęcam ją mojej rodzinie i psom.

KK: Czy ciężko było założyć hodowlę?
KW: Nie. Wystarczyły trzy wystawy z moją suczką: 2 krajowe i 1 międzynarodowa oraz status suki hodowlanej, a następnie dokumentacja w oddziale i wybór nazwy hodowli. 
KK: A skąd pomysł na nazwę? Można co prawda domyślić się, że Kuala Karo jest powiązane z Pani imieniem, ale co znaczy wyraz „Kuala”?
KW: Z tym był problem. Ostatecznie nazwa mojej hodowli ma ukryte znaczenie. Kuala Karo: Ku – syn Kuba (12 lat), Ala – syn Alan (5 lat), Ka – Karolina czyli ja oraz Ro – mąż Robert.
KK: Jak to jest zaczynać i wkraczać w środowisko doświadczonych hodowców?

KW: Niestety trudno. Widać wszystko na wystawach. Między innymi kto z kim się zna, kto komu jest życzliwy, a komu nie. Często też na forach internetowych można poczytać o tzw. zależnościach przyczynowo- skutkowych. Nie chciałabym wypowiadać się na ten temat zbyt szczegółowo gdyż ludzie są niestety różni.

Pierwsza wystawa. Bydgoszcz, Wystawa Walentynkowa 2014. Na zdjęciu mops Kika i Pani Karolina w 8 miesiącu ciąży.
KK: Jakie są Pani wrażenia z pierwszej wystawy?
KW: Byłam przerażona i zagubiona ale dużo się nauczyłam. Myślę, że mogę porównać wystawy do sportu bo dla mnie to ekstremalny sport, któremu towarzyszy adrenalina. Choć nie lubię rywalizacji to jest to wciągające. A przy okazji poznaję nowych ludzi i spędzam miło czas.

KK: Jak wygląda nadzór i kontrola ze strony ZKwP?
KW: Ogólnie nigdy nikt nie był u mnie w domu z oddziału aby sprawdzić warunki w jakich przebywają psy albo matka czy ojciec miotu. Nie ukrywam, że ubolewam nad tym, gdyż uważam, że takie niezapowiedziane wizyty powinny być. Nie sztuką jest przecież wykąpać malucha przed sprzedażą i pokazać potencjalnemu kupcowi. Takie kontrole pozwoliłyby zlikwidować pseudohodowle, niegodne warunki i zapobiegłyby wielu nieszczęściom.

KK: Ile mopsów mieszka z Panią na co dzień?
KW: Na co dzień mieszka ze mną 5 mopsików. Lecz nie po-wiedziałam jeszcze ostatniego słowa w tej kwestii. Chciałabym dobić do 10 i mieć dom pełen miłości.
KK: Jaką dietę mają psy w Pani hodowli?
KW: Ogólnie są na suchej karmie, a w weekendy sama im go-tuję. Jako przekąski dostają suszoną kiełbasę własnej produkcji, więc jej skład jest kontrolowany, a także warzywa, owoce i przetwory mleczne jak np. jogurt. Czasami dzielę się z nimi jedzonkiem, ale tylko tym co im wolno. Na zimę moje mopsy za-wsze przybierają na wadze więc jak zbliża się wiosna ograniczam jedzonko i nie ma podjadania. One uwielbiają jeść. Podobnie jest ze mną, ha ha! Jak to się mówi: właściciel upodabnia się do psa. I to prawda. Ja jestem taką kluseczką jak one.

KK: Czy Pani najbliżsi też są zaangażowani w Pani hodowlę, czy raczej cała praca i obowiązki spoczywają wyłącznie na Pani?
KW: Większość obowiązków wolę sama wykonać bo wiem, że ja to zrobię najlepiej, np. karmienie, wyczesywanie czy szczepienia. Ale rodzina też dużo mi pomaga. Pierwsze 4 mioty pomagała mi odchować moja przyjaciółka – opiekunka, która była zawsze ze szczeniakami gdy ja byłam w pracy. Janetta zawsze pilnowała by miały czysto, były najedzone i aby nie przegrzały się pod lampą. W nocy wartę trzymam zawsze na zmianę z mężem. Pomaga mi też moja mama, która jest z maluchami gdy mnie nie ma. Dzieci do maluchów raczej nie dopuszczam ale gdy podrosną owszem. Uwielbiają wchodzić do kojca i się z nimi bawić. Lecz mogą to robić tylko wtedy, gdy jestem obok. Być może jestem przewrażliwiona ale wolę mieć na wszystko oko i w razie co zapobiec jakiejś niebezpiecznej sytuacji, bo to tylko dzieci i nigdy nie wiadomo co im przyjdzie do głowy.

KK: Czy może Pani w skrócie wyjaśnić Czytelnikom, z czego wynika stosunkowo wysoka cena szczeniaka?
KW: Ceny szczeniąt są różne. To zależy od hodowcy. Nikt, kto nie miał szczeniąt, nie wie ile pracy, czasu, cierpliwości i miłości trzeba dać maluchom by odchować piękny i zdrowy miot. Mopsy to psy specyficzne. Nie można ich zostawić na odchowanie ich matce. Trzeba czuwać aby nie usiadła na malucha, systematycznie w określonych odstępach czasowych podkładać do karmienia, zadbać o wylizanie malucha przez matkę i jego wypróżnienie się po każdym posiłku. Maluchy muszą być pod stała kontrolą weterynarza (odrobaczenia, szczepienia), a dodatkowo trzeba im dać mnóstwo miłości. 
KK: Przywiązuje się Pani w tym czasie do szczeniąt?
KW: Tak. Zawsze płaczę gdy oddaję mojego szczeniaka, bo jestem z nim od poczęcia, przez narodziny i odchowuję go. I nigdy nie jestem gotowa na rozstanie.

KK: Czy utrzymuje Pani kontakt z osobami, które zakupiły mopsa z Pani hodowli?
KW: W umowie przedwstępnej czyli gdy ktoś rezerwuje malucha, mam kilka zapisów, na które kupujący musi się zgodzić i jest to właśnie m.in stały kontakt ze mną. Poza tym to jeszcze prawo pierwokupu, wysyłanie zdjęć czy informacja o zmianie adresu zamieszkania. Umowa może się wydawać się niektórym osobom dziwna, ale wolę wiedzieć gdzie mój szczeniak przebywa. Już przy rozmowie telefonicznej pytam i proszę o opisanie rodziny, do której ma mój piesek iść. Moi klienci wiedzą, że ja jestem dla nich 24h na dobę pod telefonem i gdyby cokolwiek się działo, mogą śmiało dzwonić i zawsze pomogę.
KK: Czy Pani zdaniem mopsy mogą sprawiać problem?
KW: Problem? Hmm. Mogą zalizać i można się w nich zakochać bez pamięci, haha! A tak poważnie, to małe mopsy mogą ewentualnie tylko psocić, niszczyć, ale to normalne – pies każdej rasy psoci w tym okresie. Trzeba to przetrwać i wiedzieć jak z nim postępować i zaspokajać jego potrzeby.

KK: Czy jest ktoś, kto jest dla Pani autorytetem w pracy hodowcy?
KW: Autorytet? Nie, chyba nie. To zbyt duże słowo. Jednak cenię sobie przyjaźń z Jolantą i Piotrem Walczak z hodowli Pomarszczony Czar, którzy mnie poprowadzili za rękę i pokazali co i jak. Do tej pory mamy stały kontakt, odwiedzamy się i spotykamy. Również pomocna, co prawda na odległość, jest Kasia Muras z hodowli Eternal i Joanna Bohdziun z hodowli Radosne Nastroje. Wiem, że na te osoby zawsze mogę liczyć. Odpowiedzą mi na pytania, pokierują i pomogą. Nie jestem alfą i omegą we wszystkim, dlatego wolę zapytać gdy czegoś nie wiem.

KK: Bycie hodowcą to praca, która angażuje człowieka i narzuca mu pewien tryb życia. Bywa, że jest mało czasu na to co chciałoby się robić np. podróżować. Czy zakładając hodowlę zdawała sobie Pani sprawę ze wszystkich wyrzeczeń, czy może zaskoczyła Panią ta praca?
KW: Praca hodowcy mnie zaskoczyła, zdecydowanie. Nie miałam co prawda zbyt dużych marzeń dotyczących podróży. Natomiast kupując dom i stwarzając rodzinie, i psom godne warunki, liczyłam się z tym. Mając męża, dwoje dzieci i 6 psów (5 mopsów i 1 teriera walijskiego), dość ciężko wybrać się na wakacje, wycieczkę. Niestety hodowla wymaga poświęceń. Nie zostawiłabym komuś psów pod opieką dłużej niż na 1 noc, a wyjazd z taką ferajną to nie lada wyzwanie. Na krótki, jednodniowy wyjazd mogę sobie pozwolić, bo mogę wtedy liczyć na moich rodziców. Wiem, że zaopiekują się psami i jestem im bardzo wdzięczna za to. Często jednak jest tak, że to właśnie oni zabierają dzieci na wakacje, bo wiedzą, że mam zbyt wiele obowiązków. Ich pomoc jest naprawdę nieoceniona.
KK: Czy ostatecznie odnalazła się Pani w tej pracy?
KW: Tak. Pomimo wysiłku, nocnego wstawania i wszystkich poświęceń, kocham każdego mojego malucha przychodzącego na świat. Sama odbieram porody, wychowuję wszystkie psy i kocham to. Absolutnie nie wyobrażam sobie domu bez psów i jak już wspomniałam, tęsknię za szczeniakami kiedy nas opuszczają. Mam co prawda wtedy trochę odpoczynku i normalnie przespane noce, ale już po kilku dniach jestem wypoczęta i bym chciała kolejne maleństwa do opieki, kochania i całowania.


KK: Czy ma Pani jakieś marzenie związane ze swoją hodowlą?
KW: Tak. Chciałabym aby moje wszystkie mioty były zawsze zdrowe, szczęśliwe i otrzymywały dużo miłości od nowych właścicieli. A ja osobiście chciałabym mieć co najmniej 10 psów w domu. I w przyszłości bardzo chciałabym otworzyć schronisko, takie naprawdę duże schronisko, aby żaden psiak nie musiał się tułać po dworze, aby miał ciepło, miłość, jedzenie i godne warunki do życia. W końcu to nie zwierzę jest winne za swój los lecz bezduszni i bezmyślni ludzie, którzy mu ten los zgotowali.

Karolina Mruklik – Wilkowska
Hodowla Mopsów „Kuala Karo”

Zdjęcia wykorzystane w wywiadzie: Karolina Mruklik-Wilkowska
Rozmawiała: Karolina Kwiatkowska

Wywiad pojawił się w trzecim numerze magazynu: KWARTALNIK MOPS Nr 3 – 03/2019

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest
WhatsApp
Email
Print

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.